Rejestracja FAQ Użytkownicy Szukaj Forum Małgorzata PieńkowskaNajlepsza polska aktorka Strona Główna

Forum Małgorzata PieńkowskaNajlepsza polska aktorka Strona Główna » Avatary, blendy, kolaże i... opowiadania » Opowiadania
Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat 
Opowiadania
PostWysłany: Sob 18:28, 14 Cze 2008
margol
Administrator

 
Dołączył: 06 Lut 2006
Posty: 153
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5


Tutaj wklejamy naszr opowiadania, jednorazówki dotyczące Marysi, lub nawet p. Gosi.
Ja postanowiłam, że bede wklejać wszystkie opowiadania od początku, ale zaczynam od wklejenia wszystkich jednorazówek:) Miłego czytania(ci co nie czytali<hahaha>)

------------------------------------------------------------------------------

Stałam w zabiegowym pod oknem i płakałam. To tak bardzo bolało. Nie to, że zerwałam z Aleksem, nie to że chciał mnie skrzywdzić, lecz bolało to że uświadomiłam sobie ,że najbardziej na świecie kocham Artura i tylko jego... Tak było już dość dawno, ale nie chciałam dopuścić do siebie tej myśli...Jednak teraz było za późno... Mężczyzna, którego kochałam był z Dorotą... I najwidoczniej byli szczęśliwi. Nie mogłam na nich patrzeć... Dzisiaj jeszcze nie tak dawno weszłam do jego gabinetu i zobaczyłam jak Dorota całuje Artura... To było ponad moje siły, szybko stamtąd wyszłam...
Od dziesięciu minut siedziałam tutaj i próbowałam przestać płakać, ale nie mogłam...
- Marysiu.... - Ten głos rozpoznałabym wszędzie. Odwróciłam się i zobaczyłam Artura. Patrzył na mnie z niepokojem.
- O co chodzi? - spytałam szybko ocierając mokre policzki.
Rogowski nie odezwał się tylko podszedł do mnie i spojrzał mi w oczy.
- Płakałaś? - spytał cicho.
- Nie.... - powiedziałam cicho i chciałam się obrócić ale dotknął mojego mokrego policzka i przejechał po nim kciukiem. Cała zadrżałam.
- A... Artur... Co ty robisz? - próbowałam się odsunąć ale nie mogłam, nie mogłam odwrócić wzroku...
- Marysiu... Może to nie jest odpowiedni moment, ale muszę ci to powiedzieć po raz kolejny... - przez chwilę patrzyliśmy sobie głęboko w oczy. - Albo nie.... Nie muszę tego wyrażać słowami...
I zanim się zorientowałam dotknął swoimi ustami moich ust.... Poczułam jak przepływa przeze mnie fala ciepła... Wiedziałam, że nie powinnam ale pogłębiłam pocałunek...Artur przyciągnął mnie mocno do siebie. Jego dłonie wędrowały mocno po moich plecach. Jednak po kilku sekundach odsunęłam się od niego...
- A... Artur co to ma znaczyć? Dlaczego mi to robisz.... Dlaczego? - wyszeptałam cicho.
- Kocham cię... Kocham ciebie najdroższa... - szepnął.
Otworzyłam oczy szeroko ze zdumienia...
- A... Ale jak to? Co ty mówisz? - szepnęłam drżącym głosem.
- To co słyszysz... Kocham cię i nigdy nie przestałem…
- Nie... To nie możliwe... Jest przecież Dorota…
Uśmiechnął się lekko.
- Nie. Doroty już nie ma. Zerwałem z nią piętnaście minut temu. Nie mogłem z nią dłużej być... Nie chciałem się dłużej oszukiwać...
Powoli docierało do mnie to co powiedział... Na moje usta zaczął wypływać szeroki uśmiech...
- Boże... Artur nawet nie wiesz jak na to czekałam.... Ja... ja myślałam, że to koniec....
- Poczekaj... A Aleks? Kochasz go?
Roześmiałam się głośno.
- Kocham? Kocham tylko ciebie wariacie. Z Aleksem wczoraj zerwałam bo... - na chwile poczułam smutek, jednak po chwili znowu się uśmiechnęłam. - Zresztą to nie ma teraz znaczenia....
- Nigdy, już nigdy więcej nie przeżyje ani jednego dnia bez ciebie.. Nigdy... - po czym pocałował mnie namiętnie...

***
- Co my z tego mamy? - spytała Zakrzewska Marysi podchodząc do recepcji.
Zduńska chciała coś powiedzieć, ale przerwał jej głos Rogowskiego który właśnie wszedł do przychodni.
- Jak to co? Uwielbienie, dozgonną wdzięczność, przywiązanie... - tutaj podparł się rękę o blat i spojrzał Zduńskiej w oczy... - I miłość.... - dokończył...
Patrzyli sobie głęboko w oczy. Teraz nic ich nie interesowało. Nawet stojąca obok Renia, która przyglądała im się z błyskiem w oku. Artur przybliżył głowę i ich usta zetknęły się w namiętnym pocałunku, który z minuty na minutę był coraz bardziej głęboki. Jednak Zakrzewska w końcu uśmiechnęła się i odezwała się:
- Nie chciałabym wam przeszkadzać ale praca czeka... A dokończyć możecie po przyjęciu.
Marysia spłonęła tylko rumieńcem a Artur puścił jej oczko. Wiedział, ze dzisiaj nic mu juz nie zepsuje humoru.

***
Rozkładałam świeczki na stole, jednak nie mogłam się na niczym skupić. Cały czas czułam na swoich ustach smak ust Artura... Serce waliło mi jak oszalałe. Nawet nie zauważyłam jak do przychodni weszła pani Celina. Zamknęła drzwi i poszła po potrawy do lodówki. Nagle z gabinetu wyszedł Artur.
- Może ja też się na coś przydam?
- Ty mi lepiej nie przeszkadzaj - odparłam drżącym głosem, bowiem znalazł się zbyt blisko mnie. Artur objął mnie od tyłu w pasie i pocałował mnie delikatnie w szyje. Jednak w tym momencie weszła pani Celina z potrawą Stadnickiej. Natychmiast się od niego odsunęłam. Laborantka popatrzyła na nas z uśmiechem ale nic nie powiedziała. Przełknęłam ślinę i odezwałam się:
- Poznajcie się. To nasza laborantka a to doktor Rogowski.
Pani Celina podała mu rękę, jednak po chwili szybko wyszła po resztę. Artur spojrzał na potrawę.
- Świetnie wyglądają te bakłażany.
- No widzisz. Miałeś błędne informacje. Twoja dawna znajoma umie przygotowywać wyrafinowane smakołyki.
- No cóż nie widzieliśmy się kilka lat.
- Co za dziwny przypadek że znalazła pracę akurat tutaj.
Spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem.
- O co ci chodzi? Jesteś zazdrosna czy co?
Roześmiałam się ironicznie, chociaż w duchu mu przyznałam rację.
- Zazdrosna? Ja? Nie rozśmieszaj mnie Artur. Po prostu stwierdzam fakty.
- A wy co? Wyglądacie na zakochane małżeństwo, które jest o siebie nawzajem zazdrosne. Dajcie sobie spokój co? - powiedziała Renia, która pojawiła się ze sztućcami. Posłałam jej mordercze spojrzenie.
- Małżeństwo zakochane powiadasz? - spytał Rogowski uśmiechając się szeroko. - Renia, możesz się zająć wszystkim? - dodał, zabierając mi serwetki z rąk i chwytając mnie za nie. - Jak wszystko będzie gotowe to nas zawołaj i niech nam nikt nie przeszkadza.
Otumaniona nawet się nie wyrywałam. Weszliśmy do gabinetu. Ku mojemu zdumieniu Artur zamknął drzwi na klucz. Dopiero teraz dotarło do mnie co się dzieje. Natychmiast mu się wyrwałam.
- Zwariowałeś?? - krzyknęłam. - Ja musze im pomóc! Zaraz się zacznie, a jest sporo do zrobienia. Otwórz te... - jednak nie zdążyłam dokończyć bo Artur przyparł mnie do ściany i pocałował żarliwie... Z zaskoczenia oddałam pocałunek. Poczułam jak po moim ciele rozlewa się ciepło. Trwaliśmy tak kilka minut, w końcu Artur oderwał się ode mnie. Poczułam jakąś nie opisaną chęć żeby mu coś powiedzieć nie miłego, jednak w głębi duszy pocałunek mi się bardzo podobał.
- Jak. jak śmiałeś?? Artur przecież ja, ja nic.... - jednak znowu nie dał mi dokończyć. Jego usta znowu zetknęły się z moimi. Tym razem poddałam się bez protestów. Zarzuciłam mu ręce na szyję i przywarłam do niego mocno... W tym momencie usłyszeliśmy pukanie do drzwi i odezwał się głos Doroty.
- Arturku jesteś tam? Mogę wejść?
Rogowski chciał coś powiedzieć, jednak tym razem ja zamknęłam mu usta pocałunkiem.
- Nas tutaj nie ma - szepnęłam mu do ucha. - Mieli nam nie przeszkadzać. - dodałam z błyskiem w oku.
W końcu pukanie Doroty ustało i tylko usłyszeliśmy jej wściekły głos.
- Renata tam nikogo nie ma. Drzwi są zamknięte i nikt nie odpowiada. Gdzie ten Artur się podział.
- Ty się od Artura lepiej z daleka trzymaj - rzuciła Zakrzewska.
Uśmiechnęłam się do siebie i przytuliłam się mocno do Artura. Teraz byłam pewna że go kocham.

***

Zapinałem ostatnie guziki swojej koszuli lekarskiej gdy usłyszałem pukanie do drzwi. Po chwili do środka wsunęła się głowa Marysi. Na jej widok serce zabiło mi mocniej. Zresztą zawsze tak było.
- Co cię do mnie sprowadza? - spytałem.
- Przyniosłam ci zdjęcia pacjenta. Miałeś rację. Leżały pod biurkiem.
Poszedłem do niej i oparłem się bokiem spoglądając jej prosto w oczy.
Złapałem ją za rękę i odezwałem się:
- Marysiu ja zawsze mam racje. Im prędzej to zrozumiesz tym lepiej dla ciebie i dla mnie.
- A co konkretnie masz na myśli?
- Prowokujesz mnie moja droga - mruknąłem przysuwając się coraz bliżej niej.
- Ja? Wiesz co? Lepiej już pójdę. Czeka na mnie pacjent w zabiegowym.
Ja jednak pociągnąłem ją za dłoń, którą trzymałem i przyciągnąłem ją blisko siebie.
- Pacjent? Pacjent jest ważniejszy od miłości? - spytałem cicho.
Zanim się zorientowała, pocałowałem ją delikatnie. Jednak przerwał nam dźwięk telefonu na biurku. Chciałem podejść i odebrać, jednak Marysia wyminęła mnie szybko i zrobiła to pierwsza.
- Słucham? - powiedziała uśmiechnięta od ucha do ucha.
- Marysia? Możesz poprosić Artura?
- Nie, nie mogę - odparła Zduńska.
- A możesz mu powiedzieć żeby potem do mnie wpadł? - zapytała ironicznie Dorota.
- Nie, Artur jest bardzo zajęty, droga koleżanko i nie będzie mógł wpaść - powiedziała spokojnym głosem Marysia. - ani dzisiaj ani nigdy, a teraz przepraszam cię Dorotko ale musimy coś dokończyć... Pa! - i odłożyła słuchawkę na widełki.
Spojrzałem na nią z zaskoczeniem.
- Marysiu.... To była Dorota?
Uśmiechając się zalotnie podeszła do mnie i objęła mnie za szyję.
- A czy to ważne? Ważne że ja tu jestem, ze ty tu jesteś, tylko my się liczymy a nie żadna Dorota.... Kocham cię doktorze wiesz?
Nie odpowiedziałem bo ze szczęścia nie mogłem wydusić słowa. Objąłem ją i pocałowałem namiętnie...

***

Jechałem ulicami Gródka, jednak cały czas miałem w głowie słowa Doroty "Byłam w ciąży ale usunęłam". Nie mogłem tego zrozumieć... Nie potrafiłem. Stadnicka pozbawiła mnie zostania ojcem, pozbawiła mnie tego w sposób jak najbardziej brutalny. Poczułem na policzkach łzy... W końcu gdzieś dojechałem. Spojrzałem przed siebie i zorientowałem się, że jestem pod blokiem Marysi. Nie myśląc już racjonalnie zgasiłem samochód i ruszyłem na górę. Zapukałem głośno... Otworzyła po kilku sekundach. Gdy mnie zobaczyła zbladła.
- Boże Artur, co się stało? Jesteś blady jak ściana.
- Mogę wejść? - spytałem cicho.
Oczywiście - odparła wpuszczając mnie do środka.
Wszedłem do kuchni i usiadłem na krześle. Zakryłem twarz w dłoniach. Dopiero teraz na dobre się rozpłakałem jak dziecko... To tak bardzo bolało, że nie umiałem tego powstrzymać. Marysia przerażona ukucnęła przede mną i złapała mnie za ręce.
- Artur... Proszę cię powiedz co się stało... - szepnęła.
Podniosłem głowę i napotkałem jej zaniepokojone spojrzenie. Nie mogłem wydusić z siebie słowa.
- Chodzi o Dorotę tak? - spytała drżącym głosem.
- Marysiu ona... -Znowu zacząłem płakać.
- Co ona?
- Ona zabiła nasze dziecko...
Oczy Zduńskiej wyglądały teraz jak pięciozłotówki.
- Co? Artur co ty mówisz?
- Potem ci wszystko opowiem, ale teraz przytul mnie... Proszę cię.
Przez chwilę patrzyła na mnie smutnym wzrokiem, jednak po chwili wstała... Ja również wstałem. Marysia wyciągnęła ręce i przygarnęła mnie do siebie. Poczułem ogarniające mnie ciepło i spokój, którego teraz tak bardzo potrzebowałem.
- Kocham cię - powiedziałem cicho.
Odsunęła się i spojrzała na mnie.
- Artur ja..... Przepraszam cię, że cię tak ostatnio traktowałam i zbywałam. Byłam zazdrosna jak cholera i nie mogłam sobie z tym uczuciem poradzić, ale teraz jestem pewna... Kocham Cię.
- Marysiu... - na mojej twarzy malowało się zdumienie.
Nie odpowiedziała, tylko przysunęła się do mnie i namiętnie mnie pocałowała...

***

Nerwowo stukałem długopisem w biurko... Cały czas myślałem o Dorocie... Powoli wszystko układało mi się w logiczną całość... Może nie wróciła tutaj specjalnie, ale to dzięki niej moja "przyjaźń" z Marysią momentalnie się pogorszyła... Teraz to powoli do mnie docierało... Po tamtym dniu kiedy powiedziała mi o wszystkim, byłem strasznie podłamany. Nie mogłem uwierzyć w to, że usunęła nasze dziecko... Że nie powiedziała mi, że była w ciąży.... Te wszystkie cholerne plotki o mnie i tej lekarce też tego nie usprawiedliwiały... Moje rozmyślania przerwało pukanie do drzwi. Ocknąłem się.
- Proszę - powiedziałem.
Do środka wsunęła się głowa Marysi.
- Mogę na chwilę? - spytała.
Na jej widok serce zabiło mi mocniej.
- Jasne, że tak. Wchodź.
Stanęła koło krzesła i spojrzała na mnie nie pewnie.
- Artur słuchaj... Ja już mam dosyć tej sytuacji... Nie chcę się z tobą kłócić. Czy nie może być tak jak dawniej? Nie możemy znowu być przyjaciółmi?
Przez moment patrzyłem na nią bez słowa. Nawet nie wiedziała, jak bardzo mi jej brakowało, jak bardzo bolało mnie to wszystko co się między nami ostatnio działo... Jednak w końcu odezwałem się:
- W porządku. Chętnie...
Uśmiechnęła się lekko i wstała.
- A i jeszcze jedno. Dziękuję ci bardzo za te kwiaty. Są śliczne.
Spojrzałem na nią zdumiony.
- Jakie kwiaty? Te co dostałaś? No cóż, bardzo bym chciał, żeby były ode mnie, ale chyba nie jestem taki domyślny, bo to nie ja je ci przysłałem.
Zamrugała oczami ze zdziwienia.
- Nie ty?
Pokręciłem przecząco głową.
- Ale widocznie masz cichego wielbiciela. Może facet będzie miał więcej szczęścia ode mnie...
Marysia nic nie odpowiedziała tylko się dziwnie uśmiechnęła i chciała wyjść... Jednak zatrzymałem ją.
- Marysiu, poczekaj... - powiedziałem cicho, podchodząc do niej.
Natychmiast się odwróciła. Byłem tak blisko, że prawię się zderzyliśmy. Złapałem ją delikatnie za ramiona i spojrzałem jej w oczy. Chciała się odsunąć, ale przytrzymałem ją.
- Poczekaj... Boże.... Ja wiem, że obiecałem ci że poczekam, ale ja już nie daję rady... Kocham cię i chcę być blisko Ciebie. Proszę cię daj mi szansę a zrobię wszystko, żebyś była szczęśliwa i żeby było tak jak dawniej...
- A Dorota? - spytała cicho.
Westchnąłem.
- To przeszłość. Zbyt dużo się między nami wydarzyło, żebyśmy mogli być teraz razem... Zresztą nie umiałbym z nią być, będąc z tobą...
Nie odezwała się tylko delikatnie do mnie przytuliła.... Poczułem błogość... Poczułem, ze teraz będzie już tylko lepiej...


Szedłem powoli uśmiechnięty do pracy. Od rana tryskałem niesamowitą energią. Co chwila zerkałem na różę, która kupiłem po drodze dla niej... Byłem już niedaleko... Podniosłem głowę i zobaczyłem ją we własnej osobie. Moje serce zabiło mocniej. Ruszyłem w jej kierunku, jednak po chwili stanąłem jak wryty. Nie była sama... Koło niej stał ten cały pan Andrzej i szczerzył się do niej jakby nie wiem co... Poczułem cholerną zazdrość... Przez moment chciałem wyrzucić różę i przejść nie zauważony, jednak po chwili olśniło mnie... Przecież nie mogłem z byle jakiego namolnego faceta się wściekać tylko walczyć o nią! Wziąłem głęboki oddech, przywołałem zadowalający uśmiech na swoje usta i ruszyłem w ich kierunku. Po chwili stanąłem tuż za Marysią.
- Cześć! - powiedziałem tuż nad jej uchem.
Momentalnie się odwróciła. Gdy mnie zobaczyła odetchnęła z ulgą.
- Och, Artur! Wystraszyłeś mnie! Chcesz, żebym dostała zawału?
- Broń Boże! Jesteś za młoda i za piękna, żebyś mogła umierać - odparłem wpatrując się w nią jak w obrazek.
Na jej policzki wypłynął rumieniec. Chrząknęła i zmieszana odwróciła wzrok.
- Przepraszam. Poznajcie się. To jest Andrzej Olszewski - mój znajomy - wskazała go ręką. - A to jest Artur Rogowski... mój... - na chwilę urwała i spojrzała na mnie... - mój najlepszy przyjaciel... Mężczyzna podał mi dłoń, podałem mu swoją aczkolwiek niechętnie. Zduńska ponownie na mnie spojrzała i dopiero teraz zobaczyła kwiatka.
- O! Jaka śliczna róża! - krzyknęła z zachwytem.
- Śliczna róża dla ślicznej kobiety... Proszę - podałem jej ją.
- Naprawdę? To dla mnie? - spytała zaskoczona biorąc ją niepewnie.
- No a niby dla kogo? Oczywiście, że dla ciebie.
- Boże jak ja cię kocham! - krzyknęła rzucając mi się na szyję.
Otworzyłem szeroko oczy ze zdumienia.... Nie mogłem uwierzyć w to co powiedziała... Spojrzałem na Olszewskiego... On tylko poruszał ustami to w górę czy w dół... Przytuliłem ją mocno do siebie, jednak po chwili wysunęła się z moich objęć. Spojrzała na mnie zdezorientowana... Chyba dopiero teraz dotarło do niej co powiedziała....
- Artur ja....
Poczułem, że muszę coś natychmiast z tym zrobić. Musiałem kuć żelazo póki gorące... Zanim się zorientowała, złapałem ja za rękę i rzuciwszy w stronę pana Andrzeja szybkie "Przepraszam ale musimy pana zostawić. Do widzenia!" pociągnąłem ją w stronę parku, który znajdował się po drugiej stronie ulicy. Zatrzymałem się dopiero przy jakimś drzewie. Natychmiast obróciłem się do niej i przyciągnąłem do siebie.
- Możesz powtórzyć jeszcze raz to co powiedziałaś? - próbowałem złapać oddech.
- Ale... Boże Artur... Co ja ci mam powiedzieć?
- Czy mnie kochasz! Tylko to chcę wiedzieć!
Nie odezwała się tylko patrzyła na mnie bez słowa... Na jej twarzy z każdym momentem pojawiał się coraz większy uśmiech. Już nic nie musiała mówić. Porwałem ją w objęcia i okręciłem się z nią kilka razy dookoła.
- Artur puść mnie!
- O nie skarbie, ja cię już nigdzie nie puszczę! Kocham cię! - krzyknąłem...
Dotknęła dłonią mojego policzka... Po chwili nasze usta zatopiły się w namiętnym pocałunku...

Pożegnałam się z małym pacjentem i jego mamą i podchodząc za nimi do drzwi od zabiegowego, przypomniałam o kolejnej wizycie za tydzień. Uśmiechnęłam się do chłopca, który wychodził już. Jednak gdy podniosłam głowę, uśmiech zniknął mi z twarzy. Do przychodni wszedł on. Artur. Natychmiast odwróciłam się, chcąc zaszyć się w gabinecie.
- Marysiu... - powoli do mnie podszedł. Chcąc nie chcąc odwróciłam się. - Cześć. - dodał obserwując mnie uważnie.
- Cześć - odparłam drżącym głosem.
- Już jesteś? Wróciłaś? Cieszę, się, że już wróciłaś naprawdę. Słyszałem, ze dołączy dzisiaj do nas siła fachowa. Nareszcie.
- Tak.
Przez chwilkę patrzyliśmy na siebie w milczeniu. Czułam jak serce wali mi jak szalone. Te napięcie było między nami nie do zniesienia.
- To teraz laboratorium będzie mogło ruszyć pełną parą. No to do roboty. Na razie... - Ruszył w stronę gabinetu. Jednak po chwili odwrócił się szybko i spojrzał mi w oczy. - Boże co ja chrzanie o jakimś laboratorium? Przecież to jest w tej chwili najmniej ważne! Najważniejsze jest teraz to, że nie chcę cię stracić... Proszę cię powiedz coś....
Głośno przełknęłam ślinę.
- Artur ja... Ja nie wiem... To jest dla mnie zbyt skomplikowane.
Przysunął się do mnie i dotknął delikatnie mojego policzka. Zamknęłam oczy. I nagle poczułam jak coś we mnie pękło. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się lekko. Złapałam go za rękę i wciągnęłam do środka. Zamknęłam drzwi. Zdumiony patrzył na mnie z otwartymi ustami.
- Marysiu...
Nie odezwałam się, tylko objęłam go za szyję i delikatnie pocałowałam... W jednej chwili wszystko zrozumiałam...

On ponad godziny chodziłam ze słuchawką od telefonu po mieszkaniu, i nie mogłam się zdecydować czy wykręcić Jego numer. W nocy podjęłam ważną decyzję i byłam jej pewna na sto procent, i dalej byłam, ale teraz naszły mnie jakieś wątpliwości... Wiedziałam, że to zmieni całe moje życie... Chociaż czułam, że ono już się zmieniło, po tym ostatnim wydarzeniu w zabiegowym... Na samą myśl o tym, na moje policzki wypływały czerwone rumieńce. Wpadłam wtedy na niego nie chcący i nie wiem jak, ale Artur pocalował mnie w tamtej chwili z tak siłą, że nie mogłam oddychać. Sama zarzuciłam mu ręce na szyję i mocno do niego przylgnęłam. Jednak po chwili dotarlo do mnie co sie dzieje i odsunęłam się speszona. Unikałam Rogowskiego po tym incydencie i wiedziałam dobrze, że go tym ranię znowu... Więc uświadomiłam sobie, że trzeba raz na zawsze coś z tym zrobić...
Wzięłam głęboki oddech i weszłam w kontakty. Wybrałam go... Przyłożyłam telefon do ucha. Jeden sygnał.. Drugi... Trzeci... Czwarty... Piąty... Już miałam odkladać, gdy usłyszalam jego głos:
- Halo?
- Artur?
- Marysia? Przepraszam, że nie odbierałem, ale brałem prysznic i nie słyszałem. Wybaczysz mi?
- A mam inne wyjście? - spytałam i roześmiałam się troszkę nerwowo.
- Wyjście jest zawsze. Możesz nie wybaczyć i w ogóle zrobić tak, żeby mnie nie widywać... - odparł.
Poczulam bolesne ukłucie w sercu.
- Artur... - szepnęłam.
- Przepraszam. Nie powinienem może, ale...
Przerwałam mu.
- Możemy teraz o tym nie rozmawiać? Artur ja dzwonię, żeby... Wpaniesz do mnie wieczorem? To ważne.
- Jesteś tego pewna? - zapytal po chwili ciszy jaka między nami zapadła.
- Tak. 19.00 ci pasuje?
- Jasne. Przyjadę na pewno.
- Cieszę sie. Cześć
Szybko się rozłączyłam. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że podczas tej rozmowy, cały czas wstrzymywałam oddech. Odłożyłam komórkę na stół i powoli wypuściłam powietrze. Usiadłam na fotelu i zakryłam twarz w dłoniach. Musiałam się uspokoić i wziąść się w garść. Odczekałam jeszcze pare minut i ruszyłam się z miejsca. Zakupy miałam już zrobione, więc zostało mi tylko przyrządzenie kolacji i nakrycie stołu. Zarówno z pierwszym jak i drugim poradziłam sobie nadzwyczaj szybko. Przed 18.00 weszłam do wanny i zanurzyłam się w pachnącej pianie. Było mi tak dobrze. Polożyłam się i poczułam blogość... Usmiechnęłam się sama do siebie. Byłam pewna, że ten wieczór będzie udany. Wyszłam po pół godzinie. Zostało mi nie wiele czasu. Wlożyłam moją niebieską sukienke, która ledwie sięgała do kolan. Do tego żapiełam srebrny naszyjnik, pomalowałam usta błyszczykiem, zrobiłam oczy i spojrzałam w lustro. Byłam z siebie zadowolona.
Punkt 19.00 usłyszałam dzwonek do drzwi. Serce załomotało mi w piersiach. Odetchnęłam i otworzyłam. Zobaczyłam ogromny bukiet róż, a zaraz za nimi wyłoniła się twarz Rogowskiego. Najpierw uśmiechnięta, jednak gdy na mnie spojrzał, uśmiech ten zamarł...
- Marysiu... Wyglądasz ślicznie - wyszeptał.
- Dziękuję - odparłam, czując że się czerwienię. - Wejdź proszę - dodałam, robiąc mu przejście.
Gdy zamknęłam drzwi, odwróciłam sie do niego.
- To dla ciebie. Proszę.
- Są ślicznie, ale nie potrzebnie się tak wykosztowałeś.
- Dobrze wiesz, że potrzebnie. Do takiej kobiety, jak ty, nie przychodzi się bez kwiatów, bez względu czy jest okazja czy nie.
- Przesadzasz mój drogi, ale niech ci będzie. A teraz wejdź do pokoju. Ja zaraz podam kolację.
Puściłam go przodem a ja stanęłam przy piekarniku aby wyciągnąc pieczeń. Nagle usłyszałam przeciągły gwizd.
- No, no, to mnie zaskoczyłaś. - usłyszałam jego glos za sobą. - Moge wiedzieć o co tu chodzi?
- O nic. - odparłam szybko, i weszłam z talerzem do pokoju. - Siadaj. Jedzmy dopóki jest ciepłe.
Zjedliśmy w ciszy. Wyczuwalne było między nami napięcie. Nie wiedziałam jak zazcąć, to co mu chcę powiedzieć, to co sobie ułożyłam, więc na razie wolałam nic nie mówić. Gdy skończyliśmy zajęłam się naczyniami. Do pokoju wróciłam po dziesięciu minutach. Artura w nim nie było. Zauważyłam go w pokoju chłopców pod oknem. Poczułam przyszpieszone bicie serca i nieodpartą chęć, żeby się do niego przytulić. I tak zrobiłam. Podeszłam do niego powoli i delikatnie objełam go w pasie. Zaskoczony, obrócił się do mnie i spojrzał mi głeboko w oczy. Widniał w nich znak zapytania.
- Marysiu...
- Cii... - położyłam mu palec na ustach. - Nic nie mów. Artur ja... Przepraszam cię... Boże przepraszam cię, za wszystko... Za to, że cię tak raniłam...
- Ale...
- Poczekaj, nie przerywaj mi. Daj mi skończyć. Ja wiem, że cierpiałes i to bardzo. Nie pozwałam ci się do zbliżyć, bo nie czułam się na siłach, nie byłam pewna.... Ale dzisiaj... Artur ja...
Tym razem on mi nie dał dokończyć, tylko zamknął mi usta pocałunkiem. Zrozumiał o co mi chodzi. Jego usta były zmyslowe i delikatne. Poczułam jeg dłonie na swoich policzkach. Moja ręka powędrowała do jego marynarki, która po chwili znalazła się na ziemi... Zaczęłam rozpinać jego koszulę, ale nagle Artur wziął mnie na ręce i ruszył z powrotem do pokoju. Postawił mnie na ziemi, wyciągnął materac, który trzymałam za sofą i rozlożył go na podłodze. Zamknęłam oczy. Po raz któryś tego dnia wciągnęłam powietrze i znowu wypuściłam.
Po chwili znowu poczułam jego ciało przy sobie. Przyciągnął mnie i położył głowę na moim ramieniu. Jego serce biło jak szalone. Zaczął całować moją szyję, ramiona... Moja sukienka opadła na dół... Stałam przed nim w samej bieliźnie. Zadrżałam. Kilka minut później leżałam już na materacu pod nim... Jego ręce zaczęły wędrówkę po moim ciele. Oddychałam coraz szybciej. W końcu nie mogac dłużej wytrzymać, przyciągnęłam go mocno do siebie. Rogowski delikatnie wszedł we mnie... Rozpłynęłam się w nim... Jakiś czas później zasneliśmy...
Dwie godzine później, obudził mnie delikatny pocałunek...
- Marysiu?
- Tak?
- Nie, nic. Chciałem tylko sprawdzić, czy jesteś.
Usmiechnęłam się i mocniej się w niego wtuliłam... Poczułam, że znowu jestem szczęśliwa...

Na razie tyle, potem reszta Very Happy


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
PostWysłany: Nie 19:41, 15 Cze 2008
Smerfetka
Początkujący

 
Dołączył: 15 Cze 2008
Posty: 15
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


Margol świetnie:)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
PostWysłany: Nie 21:44, 15 Cze 2008
Agusss
Moderator

 
Dołączył: 19 Cze 2007
Posty: 55
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: RaDoM ;D


Margol jesteś świetna!!! ;*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pon 13:42, 16 Cze 2008
margol
Administrator

 
Dołączył: 06 Lut 2006
Posty: 153
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5


Eee nie przesadzajcie:D

Siedziałem na kanapie z drinkiem w ręku. Ten dzień zleciał niczym błyskawica... Na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, bowiem spędziłem go z trzema najbliższymi osobami, a przede wszystkim z Nią... Cały czas czułem na sobie jej spojrzenia, jej czuły wzrok gdy Antek powiedział, że jest moim marzeniem... Miałem wrażenie, że ona te słowa przyjęła z wielką radością... Wtedy pomyślałem sobie, że może... że może zaczyna wreszcie coś do mnie czuć... Ale nie chciałem robić sobie jakichkolwiek nadziei....
Nagle usłyszałem dzwonek do drzwi. Zdezrientowany spojrzałem na zegarek. Dochodziła 20.00. Nie miałem pojęcia kto to może być o tej porze... Podążyłem do korytarza i otworzyłem... Ku mojemu zdumieniu, na rpgu zobaczyłem Zduńską we własnej osobie...
- Marysia? Co ty tutaj robisz? - zapytałem.
- Mogę wejść?
- Co? A... Tak, proszę cię. Oczywiście - odparłem zdziwiony.
Zaprosiłem ją do pokoju. Szedłem za nią i uśmiechałem się sam do siebie. W pewnej chwili nagle się do mnie odwróciła, tak, że mało na mnie nie wpadła. Odruchowo, złapałem ją za ramiona.
- Artur ja.. Nie przeszkadzam ci? - zapytała - nie odsuwając się ode mnie.
- Ty mi nigdy nie przeszkadzasz - szepnąłem zachrypniętym głosem.
Znowu się uścmiechnęła.
- To dobrze...Przyszłam z dwóch powodów. Po pierwsze chciałam ci podziękowac za dzisiejszy obiad....
- A po drugie?
- Wiesz czego się dzisiaj dowiedziałam?
- Czego? - coraz bardziej nic z tego nie rozumiałem....
- .... Że jestem czyms marzeniem... - westchnęła...
Z wrażenia ją puściłem i patrzyłem na nia z niedowierzaniem....
- Marysiu...
Nie odezwała się, tylko zanim się zorientowałem, przybliżyła swoją głowę do mojej i lekko mnie pocałowała... Lecz gdy chciała się odsunąć, objąłem ją i mocniej przyciągnąłem do sie, pogłebiając pocałunek... Robił się on z minuty na minute coraz namiętniejszy. Nie mogłem złapać tchu... Moje dłonie błądziły po jej plecach... Lecz nagle odsunęła glowę, jednak nie wysunęła się z moich ramion. Oparłem swoją glowę o jej...
- Co ty ze mną robisz - mruknąłem, po czym mocno ją do siebie przytuliłem...

Siedzieliśmy na tym mostku od jakiegoś czasu. Było tak pięknie. Bawiłam się kamykiem, a druga ręką podpierałam. Aleksander coś do mnie mówił, ale słuchałam go tylko jednym uchem... Tak naprawdę myślami byłam przy Arturze. Dopiero teraz dotarło do mnie, że był jakiś dziwny dzisiaj, ale ja tego nawet nie zauważyłam... Czułam, ze to przeze mnie, ale nie miałam pojęcia o co chodzi... Cichutko westchnęłam i uśmiechnęłam się do siebie. Przypomniał mi się nasz ostatni pocałunek u Niego... Tak naprawde nie miałam ochoty wtedy wychodzić, ale musiałam...
Nagle poczułam ręke Radosza na swojej. Wzdrygnęłam się i odwróciłam glowę w jego kierunku. Najwyraźniej na coś czekał, tylko nie wiedziałam na co...
- Marysiu, słyszałaś o co pytałem... ? - spytał cicho.
- Wybacz, zamyśliłam się... Przepraszam. Możesz powtórzyć?
- Pytałem co sądzisz o pogłebieniu naszej znajomości... ? Czy....
- Czy co? - przerwałam mu sucho.
- Marysiu ja... - Jego twarz nagle znalazła się niebezpiecznie blisko mojej... - Wyjdziesz za mnie?
Głośno przełknęłam ślinę. Zanim się zorientowałam, poczułam jego usta na swoich. Aleksander poglebiał go z każdą chwilą.... A ja... ja.... nic nie czułam.... Gdy jego dloń rozpięła guzik bluzki, momentalnie odsunęłam się jak oparzona. Odwróciłam się w innym kierunku.
- Nigdy więcej tego nie rób - powiedziałam chłodno.
- Ale... - Próbował cos powiedzieć, ale nie bardzo chyba wiedział co. - Nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
Odwróciłam się i spojrzałam w jego oczy.
- Aleks ja....
W tym momencie zadzwoniła moja komórka. Szybko wyciągnęłam ją z torebki i spojrzałam na wyświetlacz. Na moje usta wybił się szeroki uśmiech. Musiałam odebrać.
- Przepraszam, ale muszę... To ważne. - rzuciłam w kierunku mojego "partnera" i nacisnęłam zieloną słuchawkę, poczym przyłożyłam telefon do ucha.
- Słucham?
- Marysiu, nie będe owijał w bawełnę. Możemy sie spotkać jeszcze dzisiaj? To ważne! - zakomunikował bez żadnych wstępów, Rogowski.
- Oczywiście. Też chcę z tobą porozmawiać. To co? Kiedy?
- Możesz teraz? - wypalił.
- Yyy.... Teraz? - zająknęłam się i spojrzałam na Aleksa, kątem oka. - No dobrze. Będe u ciebie za dwadzieścia minut. - dodałam, podejmując decyzję w mgnieniu oka.
- Czekam - odparł i rozłaczył się.
- Musisz jechać? - spytał Radosz, oberwujac mnie uważnie.
- Tak, przeoraszam cię... Podwieziesz mnie? Trochę mi się śpieszy, więc...
- Jasne, nie ma sprawy - odparł, wstając na nogi.
Kilka minut później, siedzieli już w samochodzie. Nie mogłam się doczekać spotkania, ale z drugiej strony się bałam...
- To gdzie jedziemy?
- Do przychodni...
- Jedziesz do pracy jeszcze? Myślałem, ze na dzisiaj już skończyłaś dyżur...
- Nie, ale musze coś załatwić... - odpowiedziałam, nie wdając sie w szczegóły.
Na szczeście o nic więcej nie pytał. Wysadził mnie na miejscu i odjechał. Powiedział, ze zadzwoni wieczorem, żeby się ponownie umówić.... Jakoś się tym nie zainteresowałam.... Teraz w mojej głowie był tylko Artur... Wzięłam głęboki oddech i weszłam po schodach na góre... Odetchnęłam i zapukałam głośno do drzwi.
Rogowski otworzył po chwili. Moje serce ścisnęło się z bólu. Jego twarz była blada, oczy smutne... Skierowałam wzrok na jego dłonie i zamarłam. Prawy nagarstek miał zabandażowany a w niektórych miejsach widniała krew.
- Boże, Artur, co ci sie stało? - spytałam wystraszona, wchodząc do środka.
Zamknął za mną drzwi i ruszył do salonu. Nie odezwał się. Poczułam jak serce podchodzi mi do gardła. Powoli do niego podeszłam. Delikatnie dotkęłam jego ramienia. Natychmiast się odwrócił.
- To prawda? - spytal stanowczo.
Otworzyłam oczy szeroko ze zdumienia.
- Ale co? Bo nie rozumiem...
- Nie udawaj, ze nie wiesz o co chodzi do cholery!! - krzyknął niespodziewanie. To prawda, ze jedziesz z tym... z tym... z tym.... OLKIEM do Francji????
- Co?? Skąd w ogóle o tym wiesz? Artur.... - Nie mogłam uwierzyć w to co usłyszałam.
- A jednak prawda... Renia miała racje - wyszeptał.
W jego oczach pojawiły się łzy. Chciał się odwrócić, ale złapałam go za rękę.
- Nie! Nie wiem dlaczego Renia ci powiedziała, ze tak jest, ale to nie prawda! Nigdzie nie jade! A wiesz dlaczego?
Na jego twarzy odmalował się wyraz ulgi...
- Dlaczego?
- Bo mi zalezy tylko na jednym mężczyźnie... Na panu, panie doktorze - odparłam, i delikatnie dotknęłam dłonią jego policzka.
- Boże... Tak bardzo cię kocham... - Po tych slowach, delikatnie mnie pocałował...

Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam w lustro. Byłam gotowa. Wiedziałam, ze te spotkanie, nie będzie należeć do miłych i przyjemnych, ale w końcu musiałam to zrobić. Taką podjęłam decyzję. To nie miało by sensu dalej tego ciągnąc, skoro wiem, że go nie kocham, że nic do niego nie czuje...
Usłyszałam pukanie do drzwi. Otworzyłam. W progu stał uśmiechnięty Radosz.
- Witaj Marysiu. Ślicznie wyglądasz - powiedział, z błyskiem w oku.
- Cześć. Dziękuje. To co? Gdzie jedziemy?
- Niespodzianka.
- Proszę cię. Powiedz mi... Bo ja... Właściwie umówiłam się z tobą, bo chcę ci o czyms powiedzieć, ale...
- W porządku. Jedziemy do przytulnej knajpy, za Gródkiem.
Kwinełam głową. Najchętniej bym mu powiedziała teraz i delikatnie go spławiła, ale to nie było w moim stylu. Wyszliśmy z mieszkania. Zamknęłam drzwi. Kilka minut później siedzieliśmy w samochodzie. Ruszyliśmy. Rozmowa nam jakoś nie szła. Aleks chyba wyczuł, że coś jest nie tak, ale nic nie powiedział.
Na miejsce dojechaliśmy jakieś pół godziny później. Gdy wjechaliśmy do zajazdu, coś we mnie drgnęło. Byłam już tutaj... Byłam tutaj z Arturem, na kawie... Uśmiechnęłam się na wspomnienie tamtego dnia. Wtedy po raz drugi Artur mnie pocałował... Cichutko westchnęłam.
Nagle poczułam dłoń Aleksa, na swoim policzku. To mnie otrzeźwiło. Natychmiast się odsunęłam.'
- Wiesz, że ślicznie wyglądasz, jak się uśmiechasz? - powiedział, przyglądając mi się uważnie. - Tylko jestem ciekawy o czym, albo o Kim tak myślałaś...
Na moje policzki wypłyneły rumieńce.
- Rozumiem. Już nic nie mówisz mówić - rzucił z lekką ironią.
Jęknęłam. To wszystko stawało się coraz trudniejsze, a sama rozmowa czułam, że będzie jeszcze gorsza.
- Aleks, proszę... Ja...
Chciałam już to powiedzieć, ale mi przerwał:
- Porozmawiamy później. Nie psuj tego, proszę...
Nie odezwałam się, tylko wysiadłam. Chciałam zamówić kawę, ale Radosz mnie uprzedził, zamawiając butelkę wina. Kelner przyniósł po dziesięciu minutach. Nalał nam, jednak ja nie zamierzałam pić. Czułam, że mam już dość, że w końcu muszę to powiedzieć.
- Posłuchaj, ja... Chce ci odpowiedzieć na pytanie, które mi niedawno zadałeś. - wyrzuciłam z siebie jednym tchem.
Podniósł wzrok i uśmiechnął się. Dotknął mojej dłoni, ale ją wyrwałam.
- Marysiu, czy ty.... czy ty się zgadzasz? - spytał z nadzieją.
- Nie! - sama nie wiedząc czemu, prawie krzyknęłam. - Aleks, nie mogę... Ja... ja... ko.... - urwałam natychmiast, bo sama siebie zaskoczyłam, tym co chciałam powiedzieć, ale teraz byłam tego pewna...
- Kochasz jego? Tego doktorka, tak? - warknął, wyjmując mi to z ust.
- Nie mów tak o nim! - rzuciłam ostro.
Roześmiał się bezczelnie.
- Bo co? Bo on jest taki święty tak?
- Żebyś wiedział! Na pewno jest lepszy od ciebie - rzuciłam cierpko - i wstałam chcąc wyjść, ale złapał mnie za dłoń, tak mocno, że usiadłam z powrotem.
- Dokąd to? Odwiozę cię przecież. Tylko najpierw muszę się napić.
- Nie, dziękuję.... - chcialam coś powiedzieć jeszcze, ale zanim się zorientowałam, z całej siły przyciągnął moją glowę do swojej i mocno pocałował.
Poczułam jak żołądek ściska mi się ze strachu. Zebrałam siły i odsunęłam się od niego.
- Co ty wyprawiasz?! - warknęłam. - Nigdy więcej tego nie rób! - krzyknęłam, zwracając na nas uwagę, innych klientów.
- Ciszej! - mocno ścisnął moje ramie. - Kelner! - zawołał do przechodzącego mężczyzny. - Setke proszę! - zażadał.
- Przecież prowadzisz! - powiedziałam.
- Nie wtracaj się. Wiem co robię.
Zamknęłam oczy i odwróciłam glowę w druga stronę. W moich oczach pojawiły się łzy. Teraz zrozumiałam, że Radosz nie jest taki jak myslałam, że tak naprawdę go nie znam... Zaczynałam żałować, że w ogóle się zgodziłam na to spotkanie. Równie dobrze, mogłam mu to powiedzieć przez telefon...
Nagle zadzwonił telefon. Wyciągnęłan z kieszeni płaszcza i zobaczyłam na wyświetlaczu zdjęcie Artura.
- Musze odebrać - rzuciłam do Aleksa i nacisnęłam zieloną słuchawkę, jednak Radosz wywrwał mi telefon i rozłączył połączenie. - Jakim prawem to zrobiłeś?! - warknęłam wściekła.
- Nikt mi nie bedzie przeszkadzał w randce - wybełkotał, wypijając ostatni już kieliszek wódki.
- Możemy już jechać? Nie widzę sensu, zebym dłużej przebywała w twoim towarzystwie.
- Uparta jesteś słonko. Ale niech ci będzie - odparł,
Szczerze mówiąc wolałabym wrócić autobusem, był pijany i bałam się, żeby czasami nie spowodował jakiegoś wypadku. Jechaliśmy już jakiś czas. Samochód lekko się kiwał. W pewnym momencie Radosz momentalnie przyśpieszył. Spojrzałam szybko na licznik i serce podeszło mi do gardła. Jechał sto dwadzieścia na godzine.
- Przestań! Zwolnij natychmiast! - złapałam go za ramie, ale nie zareagował, tylko się roześmiał.
I w tym momencie spojrzałam przed siebie i krzyknęłam.
- Uważaj! - Jednak było już za późno.
Wprost pod nasze koła wpadł jakiś mężczyzna na rowerze. Aleksander momentalnie zahamował. Natychmiast wyskoczyłam z samochodu i podbiegłam do poszkodowanego. Sprawdziłam puls. Żył.
- Co z nim? - Radosz dopiero teraz wyszedł z samochodu.
- Jeszcze żyje! - warknęłam. - Niech ktoś wezwie pogotowie i policję - zwróciłam się do otaczającej nas grupy ciekawskich ludzi.
- Już dzwonię - rzuciła jakaś kobieta.
Poczułam jak Aleks odciąga mnie mocno za ramię.
- Co ty wyprawiasz? - syknął. - Po jaką cholere policja tu potrzebna?
- Jak to po co? Aleks potrąciłeś tego czlowieka! Nie wiadomo czy przeżyje!
Jego wyraz twarzy, nagle zrobił się dziwnie łagodny. Złapał mnie za rękę.
- Marysiu, ja nie mogę iśc siedzieć! Błagam cię, powiedz policji, że to ty siedziałaś, za kierownicą! Proszę cię!
Zszokowana odsunełam sie od niego. I zanim się zorientował, dostał ode mnie w twarz. Nie mogłam uwierzyć w to co usłyszałam.
- Nie chce cię więcej znać! Zapomnij że mnie znałeś! - prawie krzyknęłam.
Odeszłam od niego na bezpieczną odległość. Wszystko we mnie wrzało. Najchętniej uciekłabym stąd jak najszybciej, ale musiałam poczekać na przyjazd policji i pogotowia. Na szczęście przyjechali po kilku minutach. Zlożyłam zeznania i ku mojej uldze byłam wolna. Szybkim krokiem ruszyłam w stronę Gródka. To było już niedaleko, więc uznałam, że dam radę. Cała się trzęsłam. Wciąż nie mogłam sobie tego ulożyć. Chciało mi się płakać... Po jakichś 40 minutach byłam już pod przychodnią. Sama nie wiedziałam, dlaczego i jak się tam znalazłam, ale czułam, że nie mogę być dzisiaj sama, że muszę być z nim... Weszłam po schodach i zadzwoniłam do drzwi. Było dość późno. Rogowski otworzył po kilku minutach dopiero. Gdy mnie zobaczył, momentalnie zamarł.
- Boże, co ty tutaj robisz? Co sie stało? - spytal wystraszony.
Nie odezwałam się, tylko rozpłakałam się jak dziecko. Lekarz złapał mnie za rękę i wciągnął do środka. Juz o nic nie pytając, przytulił mnie mocno do siebie.
- Już dobrze. Ciii... - szeptał uspokajająco, gładząc mnie po plecach. - Jestem przy tobie...
- A... Artur.... - oderwałam się od niego i spojrzałam mu w oczy. - Mogę zostać u ciebie na noc? Nie chcę wracać do domu. Nie dzisiaj. Prosze pozwól mi...
- Na noc? - wyraźnie go zaskoczyłam. - Ależ tak, oczywiście... Ale powiedz co się stało. Ktoś cie skrzywdził?
- Ja.... Nie rozmawiajmy o tym proszę.... - szepnęłam.
- W porządku - uśmiechnął sie. - Będziesz spała w mojej sypialni, a ja....
- A ty będziesz spał ze mną - przerwałam mu i nim zdążyl zareagowac, pocalowałam go namiętnie...
Zarzuciłam mu ręce na szyję i przywarłam do niego mocno. Wyczułam u niego opór, więc poglebiłam pocałunek. Moje dlonie powędrowały do guzików jego koszuli. Jednak, gdy chciałam rozpiąć ostatni, powstrzymał mnie.
- Nie, Marysiu ja... O co w tym wszystkim chodzi?
Otarłam łzy i dotknęłam jego policzka.
- Kocham cię... - szepnęłam. - Kocham cię Artur....


24 grudnia

Własnie skończyliśmy kilku godziny dyżur. Już przebrana stałam pod oknem i czekałam na wszystkich. Mieliśmy złożyć sobie życzenia świąteczne a za dwie godziny mieliśmy ruszyć z Arturem do Grabiny na Wigilie... Naszą wspólną pierwszą Wigilię. Lekko uśmiechnęłam się do siebie. Juz nie mogłam się doczekać jego miny na prezent, który dla niego miałam, a właściwie dla Nas...
Nagle poczułam na swoim ramieniu czyjąś dłoń. Odwróciłam się. To była Dorota.
- Marysiu... Możemy porozmawiać? - spytała nie pewnym głosem.
- Teraz? Zaraz przyjdzie Renia z Celiną i Lucynka... No i Artur wróci. Poszedł do mieszkania po szampany.
- Nie zajmę ci dużo czasu, a chciałabym to zrobić przed świętami.
- Hmmm - zauważyłam, że naprawdę zależy jej na tej rozmowie. - Brzmi poważnie, w takim razie słucham cie.
- Tylko nie przerywaj mi, dobrze? - Kiwnęłam głową. - Marysiu ja.. ja wiem, że nie zawsze byłam dla ciebie fer. Przyznaje, że byłam o ciebie cholernie zazdrosna odkąd zaczęłam tutaj pracować. Robiłam wszystko, żebyś tylko nie była z Arturem szczęśliwa. Kochałam go, nawet nie wiesz jak bardzo... Ale z każdym dniem, po tym wszystkim, widziałam, że to nic nie da. Dotarło w końcu do mnie, że on kocha tylko Ciebie i ja tego nie zmienie. Mimo to, bolało mnie jak zaczeliście byc oficjalnie razem, ale po jakimś czasie przestało... Długo o tym myślałam i myślę, że nadszedł w końcu czas, zeby zakopać topór wojenny i spróbowac się zaprzyjaźnić. To co? Zgoda? - na jej twarzy pojawił się uśmiech i wyciągnęła dłoń w moją stronę.
Spojrzałam na nią zdumiona. Nie spodziewałam sie, że kiedykolwiek usłysze od niej coś takiego. Przez głowę przeleciały mi wszystkie nasze kłótnie, złośliwe docinki w których na każdym kroku było widać nasza rywalizacje, zazdrość. Westchnęłam. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że Stadnicka opuszcza rękę. Potrząsnęła lekko głową.
- Przepraszam. Nie powinnam. Masz prawo nie chcieć i nawet cie rozumiem. Ale jak coś to jest aktualne i wiedz, że życze wam szcześcia - powiedziała i odwróciła się chcąc iść do laboratorium.
Dopiero teraz się ocknęłam.
- Dorota poczekaj - rzuciłam szybko, na co zareagowała i znowu stałyśmy twarzą w twarz. - To nie tak, że nie chcę, bo chcę. Po prostu mnie zaskoczyłaś i nie będę ukrywać, że bardzo. Ale masz rację. Jesteśmy dorosłymi ludźmi i pora zakończyć tą wojnę. Więc może zacznijmy od nowa. - tym razem ja wyciągnęłam dłoń w jej kierunku. - Marysia jestem.
Uśmiechnęła się i uścisnęla rękę
- Dorota.
- Można wiedzieć co się tutaj dzieje?
Obrócułyśmy się obie i zobaczyłam Artura schodzącego po schodach. Miał na sobie czarny garnitur, krawat a w obu rękach trzymał szampany. Jak zawsze serce zabiło mi szybciej na jego widok.
- Nic się nie dzieje, tylko święta idą, kochanie, święta - roześmiałam się i mrugnęłam do laborantyki na co ta uśmiechnęła się tylko.
Spojrzał na nas podejrzliwie.
- Kobiety - mruknął.
- Ejjj! - jak na zawołanie obie szturchnęłyśmy go w ramię i wybuchnęłyśmy śmiechem....

Godzine później wyszedłem z przychodni. Pogasiłem wszystkie światła i zamknąłem drzwi na klucz. Spojrzałem na samochód, o który oparta stała Marysia z zamkniętymi oczami. Wziąłem głeboki oddech. W planie mieliśmy jechać teraz do Grabiny, tylko że Zduńska nie wiedziała, że za zgodą jej rodziny zmieniłem troszke bieg wydarzeń. Wiedziałem, że bedzie wściekła jak dojedziemy do miejsce, ale miałem nadzieje, że mi później wybaczy... Teraz musiałem zająć się drugą częscią planu a mianowicie, żeby zasnęła na czas podróży. Celowo wczoraj siedzieliśmy jak najdłużej, żeby dzisiaj była zmęczona...
Podszedłem do niej po cichu i z nienacka pocalowałem w policzek. Natychmiast otworzyła powieki i na mój widok uśmiechnęła się szeroko.
- No to, co? Ruszamy? Chciałabym byc na miejscu wcześniej, zeby pomóc mamie i dziewczynom. I tak mam wyrzuty sumienia, że nie mogliśmy jechać rano...
Ledwo się powstrzymałem, żeby się nie roześmiać. Przełknąłem ślinę i otwierając drzwi od strony pasażera, odezwałem się:
- Nikt na pewno nie będzie miał do ciebie pretensji. Praca to praca. Nie mieliśmy wyjścia. A teraz kochanie... komu w drogę, temu czas. Wsiadaj i najlepiej się prześpij bo będziesz wyglądać jak jedno wielkie nieszczęście... Jeszcze sobie twoja rodzina pomyśli, że nie wiadomo co w nocy robiliśmy...
- Artur!! - szturchnęła mnie w ramię. - To jest twoja wina, że poszliśmy późno spać.. - ziewnęła szeroko.
- No dobra, już dobra - skradłem jej szybkiego całusa. - Królewna wsiada i śpi aż do samej Grabiny. czy to jasne?
- Tak jest królu! - zasalutowała i stanęła na bacznośc a po chwili się roześmiała.
Kilka minut później jechaliśmy już drogą wyjazdową z Gródka. Zduńska rozlozyła się na przednim siedzeniu, które pochyliła do tyłu tak, że teraz mogła spokojnie leżeć. Glowe przytuliła do siedzenia i zamknęła oczy.
- Dobranoc - rzuciłem, uśmiechając się szelmowosko.
- Słyszałam! - odparła, pukając się w czoło, co oznaczało, że jestem stuknięty.
Nie odezwałem się, tylko delikatnie pogładziłem ją po dłoni. Chwilę później zorientowałem się, ze w końcu zasnęła. Właczyłem po cichu kolędy i uśmiechnąłem się do siebie. Miałem madzieję, że będzie spała przez całą podróż a mieliśmy przed sobą jakieś dwie godziny drogi. Jechałem powoli bo na drodze leżał śnieg i musiałem uważać.
Po określonym czasie byliśmy już prawie na miejscu. Moja ukochana nadal spała. Zostały nam jakieś dwa kilometry do końca, gdy zobaczyłem, że Marysia otwiera powoli oczy. Westchnałem. Wiedziałem, że zaczną się pytania ale musiałem przez to przejśc zwycięsko.
- Mmm ale sie wyspałam. - przeciągnęła się na siedzeniu. - Daleko jeszcze?
- Nie, już dojeżdżamy. Jeszcze tylko pare metrów i będziemy na miejscu.
- A ile spalam?
- Równe bite dwie godziny - odparłem, nie zastanawiając się nad tym co mówie.
Natychmiast zerwała się do pozycji siedzącej i rozejrzała się dookoła.
- Artur!! Gdzie my jedziemy? Przecież to nie jest droga do Grabiny i w ogole jesteśmy daleko za Gródkiem!! - krzyknęła, patrząc na mnie przerażona.
Uśmiechnąłem się delikatnie pod nosem ale się nie odezwałem....

Zaniepokojona rozglądałam się dookoła. Wszędzie widniały lasy a przez nie prześwitywało jezioro. Nic z tego nie rozumiałam. Spojrzałam znowu na Artura. Uparcie milczał. Najwyraźniej nie zamierzał mnie uświadomić gdzie jesteśmy. Powoli zaczynałam tracić cierpliwość.
- Artur do cholery jasnej, możesz mi wytłumaczyc co się dzieje? Gdzie jedziemy?
Znowu cisza a po chwili zatrzymaliśmy się. Rogowski spojrzał na mnie i uśmiechnął się promiennie, jakby nie zauważył, ze jestem zdenerowana.
- Jesteśmy na miejscu. Wypakuję wszystko z bagażnika - rzucił i zanim zdążyłam zareagować wysiadł na zewnątrz.
Wściekła walnęłam ręką w szybę. Po chwili wysiadłam i mocno trzasnęłam drzwiami. Podeszłam do niego i chwyciłam za rękaw. Odwrócił się do mnie i znowu się uśmiechnął.
- Albo mi powiesz co się tutaj dzieje, albo...
- Albo? - szelmowsko puścil oczko.
- Artur do cholery dowiem się gdzie jesteśmy? Przecież mieliśmy być w Grabinie juz godzinę temu! Wszyscy tam na nas czekają i... - w tym momencie zadzwoniła moja komórka. Wyciągnęłam ją szybko z kieszeni. Na wyświetlaczu widniał numer domowy moich rodziców. Wyciągnęłam dzwoniący telefon w stronę Artura. - Może się sam wytłumaczysz przed teściową że jej ukochany przyszły zieńć nie stawi się na rodzinnej Wigilii?
- Nie dziękuje - pokręcił, sama nie wiedząc czemu, glową ze śmiechem. - Obawiam się, że nie muszę.
- Pfff - prychnęłam i odebrałam komórkę, naciskając zieloną słuchawke. - Mamuś? Nie, przepraszam, ale obawiam się, że nie przyjedziemy. Pan doktor chyba wymyślił coś innego i....
- Siostrzyczko - usłyszałam głos Marty. - My wiemy, że nie przyjedziecie.
- Bawcie się dobrze! - krzyknęła Gosia.
- Mamo tylko, tam czegoś nie zmajstrujcie - tym razem usłyszałam głos Pawła.
- Coreczko nie zlośc się na Artura. On chciał dobrze. A do nas przyjedziecie w drugi dzień świąt. - usłyszałam jeszcze głos taty.
- Wesołych świat! - krzyknęli wszyscy a potem polaczenie się urwało. Rozłaczyli się.
Zdezorientowana patrzyłam to na Artura to na telefon i teraz jeszcze bardziej nic nie rozumiałam. Wciągnęłam głeboko powietrze i powoli je wypuściłam...
- Może teraz mi już powiesz o co tu chodzi? Czy ja czasami czegoś nie powinnam wiedzieć?
- Chodź - złapał mnie za rękę, a w drugiej trzymając jakies reklamówki, pociągnął mnie w kierunku domku, który dopiero teraz zauważyłam. - Zaraz ci wszystko wyjaśnię, tylko się na mnie proszę nie złość.
Westchnęłam. Nie podobało mi się to wszystko. Ale się nie odezwałam. Powoli weszliśmy do środka i gdy stanęłam w progu zamarłam z wrażenia. Na środku stał ślicznie nakryty stół, na którym było pełno świeczek i jedzenia, które ku mojemu zdumieniu było ciepłe. W rogu stał kominek i trzaskał w nim ogień. Obok stał materac a na nim różowa narzuta i dwie poduszki też w tym samym kolorze. Odwróciłam się do Artura, który własnie ściągał płaszcz.
- Kochanie błagam cię, bo ja już się w tym wszystkim pogubiłam.
Powoli do mnie podszedł i objął w pasie. Położył mi delikatnie palec na ustach.
- A czy musze coś mówić? Po prostu chce spędzić te dwa dni tylko z tobą i z nikim więcej. Może jestem egoistą ale nie chciałem się w nasze pierwsze świeta tobą z nikim dzielić. Chcę cię miec tylko dla siebie. A wiesz dlaczego? Bo cię kocham...
W tym momencie poczułam, jak w moim serduszku coś pęka i po moim ciele rozlała się nieopisana radość. Złapałam jego twarz obiemia dłońmi i namiętnie go pocałowałam...
Kilka minut później zasiedliśmy do Wigilijnej kolacji. Zmówiliśmy modlitwe i złożyliśmy sobie życzenia. Potem zjedliśmy wszystkie potrawy, w co niektórych ropoznałam specjały mojej mamy ale tego juz nie skomentowałam., bo nie chciałam wiedzieć skąd je ma.
Po kolacji, Artur gdzieś zniknął a po chwili wrócił z... gitarą. Na ten widok wybuchnęłam śmiechem.
- No co? Musisz coś zaśpiewać, bo Mikołaj do ciebie nie przyjdzie - powiedział i wyszczerzył ząbki w uśmiechu.
- Nie ma sprawy. Poproszę o jakąś kolędę...

Wśród Nocnej ciszy
Głos się rozchodzi...
Wstańcie pasterze
Bóg się Wam rodzi.
Czym prędzej się wybierajcie
Do Betlejem pośpieszajcie
Przywitać Pana...

Poszli znaleźli
Dzieciątko w Żłobie
Wszystkimi znaki danymi sobie
Jako Bogu Cześć mu dali
A witając zawołali
Z wielkiej Radości...

Ach witaj Zbawco
Z dawna żądany
Tyle tysięcy lat wyglądany
Na ciebie Króle Prorocy
Czekali a Tyś tej nocy
Nam się objawił

I my czekamy
Na Ciebie Pana
A skoro przyjdziesz
Na głos kapłana.
Padniemy na twarz przed tobą
Wierząc żeś jest pod osłoną
Chleba i wina...

Potem zaśpiewaliśmy jeszcze kilka kolęd a po chwili Artur znowu gdzieś zniknął. Wrócił po pięciu minutach, chowając coś z tyłu.
- Czyżby Mikołaj cię już odwiedził? - spytałam, podchodząc do niego z łobuzerską miną.
- A zasłużyłaś?
- Pfff - prychnęłam. - Ja zawsze zasługuję. Obawiam się, ze to ty bo dzisiejszym wybryku nie dostaniesz nic.
- Nie zależy mi. Dla mnie prezentem jesteś ty, ze tu jesteś ze mną i to jest najważniejsze.
- Dobra, dobra, już sie nie podlizuj, tylko dawaj, to co tam masz. - pokazałam mu zabawnie język.
- I ty jesteś grzeczna? - spojrzał mi w oczy. - No dobra, już nie patrz na mnie tak błagalnie. Proszę - podał mi aksamitne pudełeczko. Zamarłam w bezruchu. Powoli wzięłam do ręki i otworzyłam. Gdy zobaczyłam, że to złote kolczyki, roześmiałam się głośno.
Rogowski spojrzał na mnie ze smutkiem.
- Ehh wiedziałem, że ci się nie spodobają... Przepraszam, ale nie wiedziałem co ci kupić a....
Przyciągnęłam go do siebie i namiętnie pocałowałam. Nie dałam mu dokończyć... Gdy się od siebie oderwaliśmy, delikatnie przejechałam kciukiem po jego policzku.
- Są śliczne. Nigdy nie dostałam ładniejszych... Dziękuję... - wyszeptałam.
- To dlaczego się rozesmiałaś na ich widok? - spytał.
- Bo myślałam, że to coś innego... - mrugnęłam do niego zalotnie.
- Co innego? Ty chy chyba nie masz na myśli...?
- Ja nie mam nic na myśli... na na na... A teraz... - odsunęłam się od niego i wzięłam do ręki swoją torebkę. Wyciągnęłam z niej kopertę i obróciłam się z powrotem do swojego ukochanego.
Znowu mało nie wybuchnęłam śmiechem, widząc rozczarowanie w jego oczach. Pewnie myślał, ze dostanie coś większego. Chrząknęłam.
- Kochanie... To dla Ciebie... Chociaż nie... Ten prezent wybrałam właściwie z myślą o Nas... Proszę... - wręczyłam mu ową kopertę.
Otworzył ją powoli i wyciągnął z niej ładną kartkę. Zaczął czytać:

"Zaproszenie dla dwóch osób na niewielki bal sylwestrowy w górach w Karpaczu. Zapraszamy do spędzenia z nami miłych chwil"

Po chwili podniósł wzrok i spojrzał na mnie z iskierkami w oczach.
- Kocham cię - wyszeptał - Kocham cię najbardziej na świecie! - tym razem krzyknął i porwał mnie w ramiona....
Dwie godziny później nasyceni sobą, zasneeliśmy na materacu przed kominkiem, wtuleni w swoje ramiona... Zasnęłam z myślą, że to moja najpiękniejsza Wigilia...

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Wielka Sobota

Zeszłam na dół do przychodni pod byle pretekstem. Nie chciałam przeszkadzać Januszowi i Arturowi w rozmowie. Widziałam, że Janusz chciał porozmawiać z moim ukochanym sam na sam.
Dla pewności posprawdzałam czy wszędzie powyłączane są światła i pozamykane drzwi. W końcu usiadłam na krześle w poczekalni. Za godzinę mieliśmy jechać Grabiny. Nie mogłam się już doczekać... To miały być nasze ostatnie święta jako narzeczonych, jednak o tym wiedzieliśmy tylko my...
Nagle z zamyślenia wyrwał mnie jakiś brzęk szkła. Otworzyłam oczy i zerwałam się na równe nogi. Zobaczyłam Dorotę, która klękała, zbierając stłuczony wazon. Szybko do niej podbiegłam i ukucnełam.
- Nic ci sie nie stało? - spytałam zaniepokojona i spojrzałam jej w oczy. Były pełne smutku a jje policzki były czerwone, jakby przed chwilką płakała.
- Nie, przepraszam, nie chcący go strąciłam. Odkupię i... - jej głos, mimo że próbowała go opanować, drżał.
Przerwałam jej i złapałam za rękę.
- Dorota co sie dzieje?
- Wszystko w porządku - wstała i ruszyła do łazienki po zmiotke z szufelką.
Gdy wróciła, próbowała posprzątac, ale wszystko leciało jej z rąk. W końcu nie wytrzymałam i sama to sprzątnęłam. Po chwili kazałam jej usiąść, a sama usadowiłam sie na blacie recepcji.
- Dorota, posłuchaj mnie, ja wiem, że nie jesteśmy przyjaciółkami, ale nasze stosunki się ostatnio poprawiły i to znacznie, przynajmniej ja tak myślę. Więc prosze cie, powiedz mi co sie dzieje, bo się o ciebie martwię.
Stadnicka zaczeła cicho płakać.
- Co ja mam ci powiedzieć Marysiu? Że wam cholernie zazdroszcze? Że macie siebie, że macie z kim spędzić święta?! Nawet Renia nie będzie sama, bo ma dzieci. Pan Staszek też nie będzie sam! Tylko ja... spędze Wielkanoc wpatrując się w telewizor i myśleć, jaka jestem beznadziejna...
Nie odezwałam się... Zrobiło mi się jej strasznie żal... I wtedy do głowy przyszedł mi pewien plan... Nawet nie musiałam się długo nad nim zastanawiać. Musiałam to zrobić i już! Uśmiechnęłam się do koleżanki przyjaźnie.
- Dorota nie będziesz sama. Jutro przychodzisz do nas na śniadanie do mojego mieszkania. Będzie mój syn z żoną, drugi z dziewczyną, no i mój brat Michał...
Podniosła głowe i spojrzała na mnie zdumiona.
- Nie, no coś ty Marysiu. To jest święto rodzinne, i...
- Nie przyjmuje żadnej odomowy... Zresztą myśle, ze sie ktoś bardzo z tego powodu, ze tam przyjdziesz, ucieszy - dodałam i mrugnęłam do niej okiem.
- Nie rozumiem...
- Dobra, dobra. Ja już swoje wiem. A teraz uciekaj. Ja muszę wykonać kilka telefonów. Zobaczymy się jutro. Przyjdź na 10.00. Adres masz. - pokazałam jej ręką drzwi.
Zanim się zorientowałam, pocałowała mnie w policzek i wyszła szybkim krokiem. Pokręciłam z uśmiechem głową i wyciągnęłam komórkę. Wybrałam numer do Grabiny...

Wyszedłem z mieszkania i spojrzałem na zegarek. Zakląłem cicho. Wiedziałem, że Marysia mnie zamorduje, bo powinniśmy już piętnaście minut temu wyjechać do Grabiny. Zbiegłem po schodach, przygotowany na najgorsze. Zduńska siedziała na blacie recepcji, roześmiana od ucha do ucha. Spojrzała na mnie z błyskiem w oczach, który znałem bardzo dobrze. Już wiedziałem, że coś zbroiła.
Podszedłem do niej i objąłem w pasie. Zbliżyłem swoje usta do jej ucha.
- Zamieniam się w słuch. - wyszeptałem.
Odsuneła się i spojrzała na mnie zdziwiona.
- Nie rozumiem - odparła, udając powagę.
Roześmiałem się i przejechałem dłonią po jej policzku.
- Kochanie, znam cie nie od dzisiaj. Mów co przeskrobałaś - skradłem jej całusa.
- Bo... - zaczęła się bawić guzikiem od mojej koszuli. - Wiesz, mamy małą zmiane planów, co do świąt... Nie jedziemy do Grabiny, i...
- I? Mam się bać?
- Nie... Tylko święta spedzimy u mnie....
- Sami? - usmiechnąłem się szeroko. - No to ja się nawet bardzo cieszę! - chciałem ją pocałować, ale mnie powstrzymała.
- Na jutro zaprosiłam chłopców z dziewczynami i... Michała i.... Dorotę - te ostatnie imię wypowiedziała, już bardzo cicho.
Powstrzymałem się, żeby się nie uśmiechnąć. Od razu zrozumiałem, dlaczego zaprosiła Stadnicką. Jednak postanowiłem trochę poudawać, że jesetm zły, i że mi się to wcale nie podoba. Odsunąłem się od niej i odwróciłem tyłem do krzeseł. Przywołałem na swoja twarz kamienny wyraz i z powrotem stanąłem z nią oko w oko.
- Wiesz co?! - prawie krzyknąłem. - Myślałem, że zmądrzałaś! Już zapomniałaś, jakie Dorota robiła intrygi przeciwko nam?! Zapomniałas jak wyklócała się o wszystko?! A ty teraz zapraszasz ją na święta?! No prosze cie! - czułem, że już dłużej nie wytrzymam.
Patrzyła na mnie zaskoczona.
- Ale Artur... Przecież ona sie zmieniła... i...
- Tacy ludzie się nie zmieniają! Marysiu czy ty nie rozumiesz, że... - zobaczyłem w jej oczach łzy i w końcu się roześmiałem.
W tym momencie jej wzrok spoczął na mnie.
- Artur, ty, ty... jak mogłeś sie tak nabijać! - zaczęła mnie okładać pięściami.
- Tez cie kocham - wyszczerzyłem ząbki i zanim się zorientowała, pocałowałem ją.
Przyciągnąłem ją i pogłebiłem pocałunek. Początkowo się opierała, jednak po chwili poddała się. Trwaliśmy tak z kilka minut. Czułem się jak w niebie. Jednak ukochana oderwała się ode mnie i pokręciła ze śmiechem głową.
- Ja to mam słabość do ciebie. Powinnam cie zamordować.
- Ty byś muchy nawet nie skrzywdziła, a co dopiero mnie - skradłem jej buziaka. - A co do Doroty, to dobrze zrobiłaś. Twój braciszek się na pewno bardzo ucieszy...
- Oj tak... - i oboje wybuchneliśmy śmiechem.

Niedziela godzina 9.45

Kończyliśmy ostatnie przygotowania do świątecznego śniadania. Artur pilnował w kuchni, parzącej herbaty, a ja poprawiałam talerze, sztuźce i zapaliłam świeczki. Cieszyłam się na to spotkanie. Najlepsze było to, że mój brat nie wiedział, że Dorota tutaj będzie...
Nagle poczułam, jak mój ukochany obejmuje mnie w pasie od tyłu i cauje w szyje.
- Mam nadzieje, że sie zaraz wszyscy zjawią. bo jedzenie można już podawać, a nie będe drugi raz odgrzewał.
W tym momencie rozległo się pukanie do drzwi.
- Otworzę - wyrwałam mu się i mrugając do niego, pobiegłam do przedpokoju. Zerknęłam przez dziurke. To byli moi synowie, Otworzyłam. - Cześć kochani! - rzuciłam, ściskając każego po kolei.
- Ale zimno - Kinga zatarła dłonie. - Teraz to Boże Narodzenie powinno być, a nie Wielkanoc.
- No właśnie - podchwyciła Magda, narzeczona Pawła.
- No to raz, raz, rozbierajcie sie i siadajcie do stołu, zaraz Artur zrobi gorącej herbaty. Ale musimy jeszcze poczekać na dwie osoby.
- Kto? - spytał Piotr.
- Mówiłam wam, będzie Michał jeszcze i moja koleżanka, bo nie bedzie spędzać świąt sama przecież.
- Mamy mame anioła! - Paweł się roześmiał.
- Już się nie podlizuj! - potargałam go zabawnie po włosach. - Idźcie do pokoju.
W tym momencie rozległ się dzwonek. Gdy młodzi przeszli obok, znowu otworzyłam. Tym razem to była Dorota.
- Hej - pocałowałam ją w policzek - Wejdź proszę. Pewnie zmarzłaś co?
- Witaj. Daj spokój. ja się czuje, jakby to grudzień byl a nie marzec. Co to sie proobiło.
Rozesmiałam się.
- Moja synowa powiedziała przed chwilką, cos podobnego. Ale zgadzam się z wami w zupełności.
- Cześć Dorotko - Artur wychylił glowe z kuchni. - Cieszę się, ze wpadłaś jednak. Zapraszam do stołu. Marysi synów znasz, więc dasz radę - mrugnął do niej, co nie uszło mojej uwadze.
Stadnicka pozbywszy się płaszcza, przeszła do pokoju a my weszliśmy do kuchni. Artur złapał za talerz, jednak wyciągnęłam mu go z ręki i odłożyłam. Złapałam go za krawat i przyciągnęłam do siebie.
- Dorotko? - szepnęłam.
Roześmiał się po cichu i objął mnie w pasie.
- No, no, widze, że koleżanka jest zazdrosna o mnie.
- Koleżanka? - oburzyłam się.
- Kocham cię - pocałował mnie namiętnie.
W tym momencie rozgległ się po raz trzeci dzwonek do drzwi. Wyrwałam się z jego objęć i poszłam otworzyć. To był Michał. Przywitałam się z nim buziakiem w policzek. Arturowi uścisnął rękę. Zauważyłam, że jest przygaszony, chociaż starannie to ukrywał.
- A gdzie moi ulubieni siostrzeńcy? - ruszył do pokoju. - Cześć chłopaki i witam piękne pa... - ostatniego słowa nie dokończył.
Uśmiechnęłam się sama do siebie. Mój brat jak urzeczony wpatrywał się w Dorotę. Zresztą z wzajemnością. Jednak ta cisza nie trwała długo.
- Wujek koniec gapienia! Zaczynajmy bo umieram z głodu!
- Paweł! - Magda szturchnęla go w ramię.
Artur uciekł do kuchni, żeby ukryć śmiech a ja się jakoś powstrzymałam. Stadnicka spłoneła rumieńcem i odwróciła twarz w drugą stronę. Po kilku minutach w końcu zasiedliśmy do świąteczenego śniadania, naszego pierwszego i wspólnego wielkanocnego śniadania...

Śmingus dyngus

Obudziłem się i ziewnąłem. Powoli otworzyłem oczy. Marysia spała z głową położoną, na moim torsie. Wyglądała jak aniołek. Miałem ochotę ją pocałować, jednak nie zrobiłem tego. Nie chciałem jej obudzić, ponieważ miałem pewien chytry plan. Powoli wysunąłem się z jej objęć, i położyłem jej głowę delikatnie na podszuce i otuliłem kołdrą. Mruknęła tylko coś niezrozumiale, ale nie otworzyła oczu.
Wymknąłem się do kuchni. Wypiłem kawę a potem zniknąłem w łazience. Najpierw napełniłem letnią wodą butelkę po jakimś napoju, a następnie nalałem wody do wanny. Uśmiechnąłem się do siebie szeroko. Już się nie mogłem doczekać.
Po chwili usłyszałem, że drzwi sie otwierają i odwróciłem się. Zanim zdążyłem zareagować, Zduńska wylała na mnie szklanke zimnej wody.
- O nie!! - krzyknąłem. - Nie daruję ci tego! - krzyknąłem i nim cokolwiek zrobiła, złapałem ją za rękę i przyciągnąłem do siebie.
Schwyciłem ją mocno w pasie jedną dłonią a drugą chwyciłem swoją butelkę i pomachałem ja przed jej oczami.
- Ejj! - próbowała się wyrwać. - To nie fer! Ja ze szklanką ty butelka?! Artur proszę cię puść mnie!
- Ani mi się śni - roześmiałem - i powoli odchyliłem jej koszulkę nocną. Wlałem jej powoli.
- Aaa zimna! - wrzasnęła odsuwając się. - Nienawidze cie! - chyba faktycznie byla zła, albo nieźle udawała.
- Też cie kocham! - szepnąłem i przyciągnąłem ją ponownie do siebie. Była cała mokra. Koszulka kleiła się do jej ciała. Przełknąłem ślinę, ponieważ wyglądała teraz bardzo ponętnie i pociągająco. Poczułem narastające pożądanie. Zbliżyłem swoje usta do jej, zanim zdążyła odwrócić twarz. Początkowo opierała się, jednak czułem, ze cała drży. Na chwilkę oderwałem się od niej.
- Myślę, że przyda nam się troszkę większe ostudzenie - szepnąłem i zanim się kapnęła o co mi chodzi, wziąłem ją na ręcę i włożyłem do wanny.
- Aaa! - pisnęła. - Jak mogłeś wykorzystać sytuacje? Nie zbliżaj sie do mnie. Masz zakaz wstę.... - nie dokończyła poniewaz, ja już wsunąłem się do wody, obejmując ją nogami w udach.
- Przepraszam, ale nie mogłem się powstrzymać... - mrugnąłem do niej. - A poza tym... Wyglądasz teraz bardzo sexi i...
- Zamknij sie! - tym razem ona mnie pocałowała i to z takiej siły, że aż się położyłem a ona położyła się na mnie. Na szczęście woda sięgała nam tylko do połowy. Zresztą nawet jakbyśmy byli pod wodą, to bym chyba tego nie zauważył. Byłem zbyt pochłonięty, badaniem i pieszczeniem jej ciała...
Gdy godzinę później leżeliśmy w sypialni, otuleni sobą nawzajem, postanowiłem, że zapisze sobie tą date, bo to był najlepszy dyngus jaki kiedykolwiek miałem...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
PostWysłany: Śro 8:43, 18 Cze 2008
Agusss
Moderator

 
Dołączył: 19 Cze 2007
Posty: 55
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: RaDoM ;D


Margolll pięknie:) tyle dawki uśmiechu mi podarowałaś Smile)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pon 8:25, 11 Sie 2008
domzalski16m
Początkujący

 
Dołączył: 15 Lip 2008
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa - Ochota


heh ślilcznie tylko co tu taka cisza? hmmm??? to może ja dam pierwszą część mojego nowego opka ...

Nasza historia rozpoczęła się dośc banalnie ...poznałem ją na planie serialu ... była dla mnie jak matka ... prowadziła po bezdrożach kulis i ujęc ...wiodła krętą ścieżką dialogów i scen ... pokazała, jak radzic sobie ze stresem, jak odciąc się od rzeczywistości i grac całym sobą ... w końcu się zaprzyjaźniliśmy ... pomagała mi w trudnych sytuacjach ... ja pomagałem jej podnieśc się po chorobie ... po rozwodzie ... nawet nie wiem kiedy staliśmy się sobie bardzo bliscy ... bliscy bardziej niż przyjaciele ... Pewnego dnia przyjechałem na plan - Gosia już tam była ... dzisiaj mieliśmy nagrywac kolejne monotonne sceny o tym jak Artur rozmawia z Marysią o jej problemach ... kiedy zobaczyłem Gosię w duchu ucieszyłem się, że gramy takie sceny właśnie dziś. Stała pod ścianą ... miała podkrążone oczy, jakby płakała całą noc ... podszedłem bliżej
-Gosia, co jest?
-O cześc Robert! Nic, a co ma byc?
-Nie udawaj, przecież znamy się już kilka ładnych lat i wiem, kiedy jest Ci źle ...
-No bo widzisz ...
Nie zdążyła dokończyc, bo usłyszeliśmy zza pleców:"Gosia, Robert - na plan". Jęknąłem tylko w duchu. Zacząłem się o nią martwic, a wiedziałem, że szybko to my sobie nie porozmawiamy ...

W końcu nadeszła scena finałowa
-Marysiu ... kochanie ... przecież wiesz, że mnie możesz,a nawet powinnaś mówic o wszystkich swoich kłopotach, zmartwieniach ... Obiecujesz?-Te słowa nie były jednak skierowane do serialowej Marysi a do Gosi.
-Tak, Arturku - Kocham Cię - odpowiedziała, lecz te slowa z całą pewnością były skierowane tylko i wyłącznie do Artura Rogowskiego, nie do Roberta Moskwy ...

Na koniec "wielkie przytulanie" - jak przystało na scenarzystów naszego serialu ... Objąłem Gosię mocno, jakbym chciał powiedziec jej całym sobą to, co przed chwilą wypowiedziały moje usta ...Jakbym chciał ją zapewnic o tym, że może mi zaufac i schronic się w moich ramionach przed całym światem ... Przez to co powiedziałem i zrobiłem uswiadomiłem sobie, że ... że ją kocham ...Oddała uścisk mocniej niź się tego spodziewałem ... przywarła do mnie mocno i gładziła delikatnie moje plecy ... czułem jej ciepło, zapach ... zawirował mi świat przed oczyma ...
"Okej, kamera stop, mamy to ...świetne ujęcie ..." - dobiegło nas gdzieś z dali, ale zdawało mi się, jakby ona tego nie słyszała - dalej trwała wtulona we mnie z całych sił - szepnęła mi do ucha:
-Dziękuję Ci, Robert ... - byłem zdezorientowany, ponadto wszyscy na planie sie na nas gapili, bo dalej się przytulaliśmy ...Odsunałem się lekko od niej i zobaczyłem, że płacze, zanim zdążyłem o cokolwiek zapytac wybiegła z planu ...Wszyscy spojrzeli na mnie badawczo, a ja ... no właśnie, a ja nie miałem pojęcia o co chodzi w tym wszystkim ...Zerwałem się na równe nogi i pomimo tych wszystkich par oczu wpatrzonych we mnie, wybiegłem za nią ...

Nasz plan zdjęciowy mieści się w bardzo malowniczym miejscu ...wokół drzewa, łąki, krzewy ... raj dla duszy ... No dobra Robert, to teraz pomyśl gdzie ona mogła pobiec ... no myśl chłopie ... myśl ...Nagle mnie olśniło ... Na uboczu rosła wielka, rozłożysta lipa ... napewno tam poszła, tam zawsze się chroniła, gdy było jej źle, miała poczucie, że rozłożyste gałęzie lipy otaczają ją i chronią przed niebezpieczeństwem życia ... skierowałem tam swoje kroki i nie pomyliłem się ... już z daleka ją zobaczyłem ... moje serce niemal stanęło z bólu ... siedziała pod drzewem i zanosiła się głośnym szlochem ...Co jest do choinki grane? O co chodzi? - myślałem - może coś z Inką ? Podszedłem prawie bezszelestnie i wziąłem delikatnie jej dłonie w swoje ...
-Gosiu ... - zacząłem, jednak nie dane mi było dokończyc
-Nic nie mów, tylko mnie przytul ... proszę ...
Posłusznie spełniłem jej prośbę, przyciągnąłem ją do siebie i wtuliłem w swoje ramiona ...po kilku sekundach poczułem na szyi jej łzy, wiedziałem, że nie mogę tego tak zostawic, że muszę sie dowiedziec o co chodzi za wszelką cenę i jakoś jej pomóc ...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez domzalski16m dnia Śro 10:24, 03 Wrz 2008, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
PostWysłany: Śro 10:27, 03 Wrz 2008
domzalski16m
Początkujący

 
Dołączył: 15 Lip 2008
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa - Ochota


Sory za post pod postem

Trwaliśmy tak dłuższą chwilę, Gosia się uspokajała, a ja tuliłem ją w swoich ramionach, chcąc przekazac jej trochę mojego optymizmu, ciepła ... Po dłuższej chwili oderwała się ode mnie. Popatrzyłem na nią, miała rozmazany makijaż, a łzy płynęły jej po policzkach ... wziąłem jej twarz w swoje dłonie i delikatnie otarłem kciukiem niesforne krople płynące po nich. Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy, już chciałem jej powiedziec, co czuje, ale coś mnie powstrzymywało ... Hej Robert, daj sobie spokój ... przecież ona Cie nie kocha - powiedziałem sobie - lepiej się dowiedz o co chodzi ... Po chwili przerwałem tę niezręczną ciszę ...
-No to powiesz mi w końcu, co Ci jest? Co się stało?
-No bo widzisaz, Robert, to nie jest takie proste ... ja nie wiem od czego zacząc ...
-Najlepiej nie ukrywam byłoby od początku - zacząłem , żeby trochę rozluźni atmosferę, jednocześnie siadając obok Gosi
-Czasem na planie zaczyna mnie coś bolec, ale to nie jest taki zwykły ból, to jakby ktoś mi wbijał tysiąc igieł tutaj - wskazała na okolice serca - Robert, ja się boję, że to ... że to wróciło i że to jest ... no wiesz ... - zaczęła znowu płakac
-Nie płacz mi tutaj, hmm ? Bo Cię później charakteryzatorka będzie ganiac z kijem po planie ... A teraz popatrz na mnie ... - zrobiła jak prosiłem - byłaś u lekarza?
-Nie - odpowiedziała prawie niedosłyszalnie
-Gosia, no co Ty ! Chyba żartujesz .. w tej chwili dzwoń
-Ale Robert, ja nie chcę, ja się tak bardzo boję ...
-Posłuchaj mnie uważnie ... był czas, kiedy Ty prowadziłaś mnie za rączkę i pokazywałaś co i jak, pomagałaś w każdej sytuacji ... czas się zrewanżowac ... dzwoń i jedziemy do lekarza ... szybko
-Dziękuję - i dosłownie zawiesiła mi się na szyi, a ja miałem ochotę ją tuli i całowac, byleby tylko zabrac od niej te złe myśli ....Po chwili oderwała się ode mnie i sięgnęła po telefon
-Halo, z tej strony Gosia Pieńkowska, tak, tak, Panie doktorze, kiedy moglibyśmy się umówic na wizytę? Bardzo mi zależy na jak najszybszym terminie ...Uhumm ... rozumiem ... niech będzie - rozłączyła się
-I co? Kiedy Cię zapisali?
-Za t tydzień ...
-cZemu tak późno? Nie dało sie szbciej?Może trzeba było mu powiedziec...
-Robert, spokojnie ... nie ma takiej opcji, żeby było wcześniej, są badania profilaktyczne i nie można inaczej ... Także spokojnie, pójdę za tydzień ...
-O nie moja droga ... jeśli już, to pójdziemy, jasne? A powiedziałaś Ince?
-Nie ... nie chcę jej denerwowac, wiesz jaka ona jest, zaraz gotowa mnie wysłac do fachowca do U.S.A
-No bo bardzo Cię kocha, i ja się jej wcale nie dziwię ...
-Robert, czy Ty coś chcesz mi powiedziec?
-Nieee..... zdaje Ci się, a teraz wracamy na plan, bo się będą martwic ...
-Ok, chodźmy ...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez domzalski16m dnia Śro 10:28, 03 Wrz 2008, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Opowiadania
  Forum Małgorzata PieńkowskaNajlepsza polska aktorka Strona Główna » Avatary, blendy, kolaże i... opowiadania
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)  
Strona 1 z 1  

  
  
 Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu  



fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © phpBB Group
Theme designed for Trushkin.net | Themes Database.
Regulamin